Chce pan się spotkać z premierem Mateuszem Morawieckim, aby porozmawiać m.in. o warunkach zatrudnienia w sferze budżetowej. Jakie postulaty pan przedstawi?
Tylko to już przeszłość. O co teraz walczycie?
Nie możemy nie dostrzegać problemów pracowników budżetówki, które narastają. Zależy nam na odmrożeniu wskaźnika wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej i odpisu na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych.
Rząd twierdzi, że sytuacja ekonomiczna jest bardzo dobra, więc to zamrożenie rzeczywiście trudno uzasadnić.
I wytłumaczyć pracownikom. Wprowadzane są nowe programy, np. Dobry start. Pomoc na zakup wyprawki szkolnej oceniamy dobrze, ale przecież ten cel zrealizowałoby odmrożenie odpisu na zakładowy fundusz. Wskaźnik ten odmrożono o dwa lata, bo podstawą odpisu jest przeciętne wynagrodzenie z drugiej połowy 2012 r., a nie 2010 r. (do 2016 r. kwota odpisu była naliczana od średniej pensji z drugiego półrocza 2010 r. – red.), ale to i tak oznacza, że mamy w tym zakresie jeszcze sześcioletnie zaległości. Z kolei płace w budżetówce są w praktyce zamrożone od 2010 r., choć przeciętne wynagrodzenie w tym czasie dynamicznie rosło.
Szefowie urzędów coraz częściej informują, że pracownicy odchodzą do pracodawców prywatnych, bo nie są w stanie utrzymać się z pensji urzędnika.
Sytuacja zatrudnionych w sferze budżetowej jest często dramatyczna. Większość ma wyższe wykształcenie i wymagające obowiązki, które profesjonalnie wykonują. A zarabiają na poziomie minimalnego wynagrodzenia. To ich deprecjonuje. Rząd PiS twierdzi, że chce budować bezpieczne i profesjonalnie funkcjonujące państwo. Taki cel mogą zrealizować tylko kompetentni i merytoryczni pracownicy, którzy zapewnią profesjonalną obsługę w urzędach. A tego nie da się osiągnąć za najniższe wynagrodzenie. Dla przykładu wielu pracowników sanepidu zarabia na poziomie minimalnej płacy, a od ich rzetelności i profesjonalizmu zależy nasze bezpieczeństwo. Ten sam problem dotyczy innych urzędników, nauczycieli, zatrudnionych w służbach mundurowych. O tym chcemy rozmawiać z premierem. To najlepszy czas na taką dyskusję, bo przygotowywany jest projekt budżetu na 2019 r.
W budżetówce wrze?
Pracownicy są sfrustrowani. Na przykład zatrudnieni w urzędach wojewódzkich wiedzą, że za równorzędną pracę otrzymują niższe wynagrodzenie niż osoby pracujące w urzędzie marszałkowskim. Często przecież pracują w tym samym lub sąsiednim budynku. PiS popełnia błąd, podwyższając jedynie kwoty funduszu płac. Sprytniejsi ministrowie w ten sposób są w stanie uzyskać dla swoich instytucji dodatkowe pieniądze z budżetu na podwyżki. Ale te ostatnie nie obejmują wszystkich pracowników sfery budżetowej. Są uznaniowe. Nam chodzi o podwyższenie wskaźnika płac, tak aby wzrost pensji dotyczył wszystkich zatrudnionych w budżetówce.
Co się stanie, jeśli rząd nie zgodzi się z waszymi postulatami?
Chcemy ostro zareagować. Już nie prosimy o odmrożenie odpisu i wskaźnika wzrostu płac. Żądamy tego. W razie odmowy będziemy przygotowywać się do akcji protestacyjnej. Chcemy wesprzeć nie tylko urzędników, ale też m.in. nauczycieli, którzy chcą w kolejnych latach wyższych podwyżek od tych zaplanowanych przez rząd, pracowników niemedycznych w ochronie zdrowia oraz cywilnych w policji i wojsku. Po to jest Solidarność.
Jaką formę mogą mieć te protesty? W grę wchodzi strajk generalny?
Mamy dużo pomysłów. Potrafimy wyegzekwować swoje prawa, co już niejednokrotnie w historii udowodniliśmy. Ale wolelibyśmy usiąść przy stole i negocjować. Wiemy, że mamy po drugiej stronie partnera, który chce rozmawiać. Jeszcze raz podkreślę – ostatnie 2,5 roku to okres dobrej współpracy z rządem. Ale my nie musimy się podobać żadnemu rządowi. Mamy swoje cele i ich realizacja jest naszym głównym zadaniem.
W trakcie tych rozmów poruszycie też kwestię minimalnej płacy w 2019 r.? Rząd proponuje, aby była to kwota 2220 zł, czyli w praktyce jedynie tyle, ile gwarantują przepisy.
Dlatego uważamy, że to w ogóle nie jest podstawa do rozmów. Propozycja resortu pracy – 2250 zł – to jest poziom, od którego możemy rozpocząć negocjacje. Dzięki temu utrzymana byłaby obecna relacja minimalnej płacy do przeciętnej, na poziomie ok. 47 proc. Propozycja rządu oznacza, że ta relacja by się pogorszyła. Na to się nie zgodzimy. Solidarność proponowała kwotę 2278 zł. Jeśli ustalimy sumę między 2250 zł a 2278 zł, to będziemy usatysfakcjonowani. Na tym polega kompromis. Ale na pewno nie zaakceptujemy kwoty, która oznaczałaby obniżenie relacji płac poniżej wspomniane 47 proc. Cieszy nas wzrost PKB, którym chwalą się kolejne rządy. Ale najwyższy czas, by we własnych kieszeniach odczuli to też Polacy.
Solidarności zależy też na ożywieniu praktyki zawierania układów zbiorowych pracy.
Chcemy doprowadzić do zmiany art. 87 konstytucji. Chodzi o to, aby źródłem prawa nie była tylko konstytucja, ustawy, umowy międzynarodowe i rozporządzenia, ale też układy zbiorowe pracy. Upowszechnienie tych ostatnich wiele by uprościło. Możliwe jest np. zawarcie układu zbiorowego dla pracowników wszystkich urzędów wojewódzkich.
Będziecie poruszać tę kwestię w trakcie rozmowy z premierem?
Tak. To dla nas bardzo ważna kwestia. Poruszyłem ją ostatnio przy okazji odsłonięcia pomnika prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W uroczystości tej uczestniczył premier. Mówił o konieczności realizowania testamentu prezydenta Kaczyńskiego. Absolutnie się z tym zgadzam. W sferze pracy, która była bardzo bliska prezydentowi, jego spuścizna dotyczy przede wszystkim układów zbiorowych. Bo nimi się zajmował. Więc wspólnie realizujmy ten testament. Państwo powinno dać dobry przykład. Jeśli rząd pokaże, że można usiąść i podpisać układ dla pracowników sfery budżetowej, to będzie to znak dla innych pracodawców, że ich zawieranie jest uzasadnione.
Jednocześnie Solidarność postuluje też dalsze ograniczenie pracy w niedzielę. Czy w tej kwestii podejmujecie jakieś kroki?
Prowadzimy rozmowy z panią minister Elżbietą Rafalską. Chodzi nam o doprecyzowanie pracy zmianowej jako wyjątku od ogólnego zakazu wykonywania pracy w niedzielę. Nie zawsze bowiem praca zmianowa uzasadnia konieczność wykonywania obowiązków w niedzielę. Chcemy, aby kolejni pracownicy mogli spędzić ten dzień z rodzinami, a nie przy linii produkcyjnej.
Źródło: Gazeta Prawna